epistemologiczną. Opuszczając krainę akademicką i przechodząc do codziennej praktyki, powinniśmy domagać się od rozważań teoretycznych lepszego zrozumienia świata w którym przychodzi nam żyć, a jest to świat ludzkich zbiorowości, którego nawet nie potrafimy sobie wyobrazić bez zjawiska władzy, a co dopiero zrozumieć go. Tyle tylko, że jeżeli nie usiłujemy zrozumieć tego zjawiska w sposób uzgadnialny w zbiorowościach, w których żyjemy, to może się to stać źródłem dramatycznych następstw. Może właśnie dlatego warto podejmować próby teoretyzowania. Podejmując taką próbę, uporządkuję ją wokół trzech kolejnych tez.         

Teza 1. Władza jest specyficznym rodzajem współdziałania ludzi.

Przez współdziałania rozumiem interakcje działań społecznych, czyli dwie lub więcej wzajemnych, intencjonalnych aktywności ludzi. Przy czym „działanie” /działanie społeczne/, rozumiem za Maxem Weberem /z jego „Wirtschaft und Gesellschaft/, jako aktywność świadomą, celową, której działający nadaje albo której przypisuje sens; czyli jako aktywność intencjonalną. Z kolei „współdziałanie” – jest odpowiednikiem „interakcji”, przede wszystkim w ujęciu George’a Mead’a /z jego „Mind, Self and Society”/. Skoro nawet etymologicznie jest działaniem wspólnym, ukierunkowanym na osiągnięcie określonej wartości-celu, to nie może być aktywnością spełnianą tylko przez jakąś pojedynczą osobę /jednostkowy podmiot/. Dlatego też należałoby unikać, chociaż czyni się to potocznie bardzo często, antropomorfizacji władzy. Król, prezydent, policjant, boss, ani nawet pater familias, nie są „władzą”. /Jak to można niejednokrotnie usłyszeć, np. w znanym zwrocie: „panie władzo….”/. Władza jest zjawiskiem, które dzieje się zawsze pomiędzy kimś a kimś. Stąd trafniej można powiedzieć, że pewne osoby /podmioty jakiegoś porządku społecznego/, po spełnieniu  pewnych warunków, pozyskały, przez stosowne procedury lub własne osiągnięcia, „kompetencje władcze”, które następnie spełniają przy uczestnictwie innych ludzi /też podmiotów tego porządku społecznego/, albo, że „sprawują” władzę wobec innych podmiotów tegoż porządku. Innym częstym nieporozumieniem, nawet bardziej niż antropomorfizacja zniekształcającym właściwości zjawiska władzy, jest stwierdzenie, iż ktoś ma władzę /”posiada” władzę, „dzierży” władzę, „dysponuje” władzą, itp./. Wszystkie tego rodzaju określenia sugerują znowu, że władza jest jakąś indywidualną cechą własną lub właściwością tylko niektórych ludzi, której inni ludzie są częściowo lub całkowicie pozbawieni. Następstwem takiego facon de parler, jest ograniczenie dyskursu o władzy do rozważań nad jednostkowymi jedynie aktywnościami tych, niektórych ludzi, „obdarzonych”, „posiadających”, „mających” itd., tzw. właściwości władcze, przy mało znaczącym, marginalnym bądź nawet żadnym, udziale innych ludzi, podporządkowanych tym pierwszym. Tymczasem samotny rozbitek na bezludnej wyspie, nawet gdy wyposażony w insygnia królewskie, nadzwyczajną charyzmę, dobra materialne, niezwykłe umiejętności, transcendentne namaszczenie, itp., pozbawiony jest całkowicie możliwości inicjowania lub/i uczestniczenia w zjawisku władzy. Co może zmienić się diametralnie, gdy na wyspie pojawi się jakiś piętaszek, lub jeszcze pewniej, gdy pojawi się wielu piętaszków. Władza jest zatem fenomenem pojawiającym się wyłącznie w zbiorowym życiu ludzi, a dodatkowo takim, które jest uregulowane normatywnie i praktykowane w sposób w tych uregulowaniach wyznaczony. Krótko, nie wchodząc w problematykę procesów formowania się życia społecznego, uważam, że macierzystym środowiskiem występowania zjawiska władzy jest porządek społeczny, a nawet szerzej, ład kulturowy /w ujęciu Floriana Znanieckiego /w jego „The Method of Sociology”/.Tworzący i utrzymujący ten porządek ludzie, podmioty porządku społecznego, czynią to rozmaitymi rodzajami współdziałań w tym dosyć szczególnych, które określam jako współpostępowania i które w proponowanym tutaj rozumieniu władzy, stanowią formę w jakiej się ona materializuje. Dodatkowo uważam, co rzadko bywa podnoszone w wielu  koncepcjach władzy, że uczestnikami tego zjawiska, pomiędzy którymi ono zachodzi, są wyłącznie indywidualne lub/i zbiorowe podmioty porządku społecznego.

Zanim przejdę to dalszych objaśnień, poczynię jeszcze dwie ważne konstatacje. Pierwsza; właściwym przedmiotem moich rozważań nad władzą, przedmiotem mojej normatywizacyjnej teorii władzy, nie są – tak jak to znajdujemy w znacznej części literatury tego przedmiotu – projekcje władzy, jej koncepcje analityczne, jej estymacje i dyrektywy powinnościowe lub zalecenia pragmatyczne, wskazujące jak powinno się lub jak skutecznie można sprawować władzę, jak również historyczne deskrypcje sprawowania władzy, lub też ustalanie przyrodniczej /”naturalnej”/, genezy władzy, ale jest nim władza rozumiana jako fakt, intersubiektywnie postrzegalny, empirycznie weryfikowalny i z właściwościami podlegającymi generalizacji. Konstatacja druga; zjawisko władzy ma charakter emergentny, ale nie w takim sensie, że „wyłania się” ono w „naturalny” sposób, w efekcie oddziaływania praw przyrody, albo wyłącznie w efekcie jednostkowych aktów wolicjonalnych lub jakiejś kreacji transcendentnej, ale jest inicjowane i materializowane szczególną ludzką aktywnością: wspomnianymi współpostępowaniami. O których wypada teraz powiedzieć coś więcej. Zrobię to w obrębie kolejnej tezy.

Teza 2. Zjawisko władzy występuje tylko w formie specyficznych współpostępowań.

Ontologicznie, jak już zauważyłem, podstawową materią fenomenu władzy są ludzkie aktywności w formie współdziałań. Współdziałania to aktywności posiadające cechy składających się nań działań /działań społecznych/. Są świadome /w czyli ukierunkowane na osiągnięcie wartości-celów/ i sensowne /a więc poddające się racjonalizacji/. Współdziałania umożliwiają tym, którzy je realizują, osiąganie takich wartości-celów, które nie są w danym porządku społecznym możliwe do osiągniecia przez działania wyłącznie indywidualne. Wymaga to  wchodzenia w takie interaktywne współdziałania, które polegają na wzajemnej instrumentalizacji stron; posłużenia się działaniami partnera jako środkiem /”instrumentem”/ do osiągania określonych wartości - celów. W porządku społecznym jednak, osiąganie w ten sposób niektórych wartości-celów, zwłaszcza tych bardzo preferowanych, jest możliwe tylko przy spełnieniu dwóch koniecznych warunków. Pierwszy; współdziałanie musi przebiegać zgodnie /przynajmniej idiosynkretycznie/, z wymaganiami norm społecznych, regulującymi dane współdziałanie. Zgodność idiosynkretyczna jakiegoś współdziałania z normami, które go regulują, to najogólniej taka, która umożliwia kwalifikację tego współdziałania jako spełnienie lub naruszenie wymagań tych norm, przynajmniej przez wchodzących w interakcję /zgodność istotna/. Współdziałania spełniające ten warunek nazywamy współpostępowaniami.  Nie trudno zauważyć, iż nie wszystkie współdziałania są również współpostępowaniami; np. nie jest współpostępowaniem zorganizowana kradzież lub korupcja. Ale konstatacja odwrotna, chociażby na mocy ustaleń definicyjnych, jest zawsze prawdziwa; każde współpostępowanie, jest współdziałaniem.  Zauważmy dalej, iż to właśnie względnie trwała sieć realizowanych współpostępowań kreuje porządek społeczny danej zbiorowości, i analitycznie, co znowu często umyka wielu autorom, którzy się tym porządkiem zajmują, że ontologicznie zawiera on jednocześnie i koniecznie dwa elementy składowe; normy społeczne oraz akty ich spełniania. Porządek społeczny, jak już kiedyś przekonywałem, jest jednocześnie normatywno-faktyczny, a brak lub niedostatek któregoś z tych składników, czyni go nieporządkiem. Warunkiem drugim, którego spełnienie umożliwia wzajemną instrumentalizację stron w podejmowanym współpostępowaniu, jest posiadanie przez obie te strony odpowiednich do tego kwalifikacji, czyli podmiotowości społecznej. Tę natomiast trzeba rozumieć jako przypisany bądź osiągnięty zbiór uprawnień i obowiązków uczestników danego porządku społecznego, łącznie z faktycznymi możliwościami korzystania z tych uprawnień i spełniania tych obowiązków. Każdego współpostępowania dokonuje się zatem w granicach posiadanych przez uczestników danego porządku społecznego, normatywno-faktycznych stanów ich podmiotowości, co czyni ich podmiotami tego porządku. Podejmujący działania naruszające granice stanów ich podmiotowości, mogą oczywiście wchodzić w rozmaite współdziałania /np. w zorganizowanej przestępczości/, nie będące jednak współpostępowaniami, ergo nie generujące zjawiska władzy,  zgodnie z naszym rozumieniem tego zjawiska. Może być ono podejmowane tylko aktami wyznaczonymi normatywnie, czyli współpostępowaniami. Pomimo to, nie tylko w potocznym, publicystycznym a niekiedy nawet w naukowym dyskursie, uważa się  akty współdziałania nie będące współpostępowaniami, za władzę, mówiąc np. o „władzy” absolutnej, samozwańczej, dowódcy wojska dokonującego puczu, dyktatorskie, wodzowskiej, itp. Pomijając nawet nie zawsze pożądane skutki faktyczne takich przekonań dla funkcjonowania porządku społecznego, prowadzi to do  zasadniczych trudności w odróżnianiu władzy od innych rodzajowo współdziałań, które nawet mogą być epizodycznie zorganizowane i przebiegać według jakichś wzorów, ale które pomimo to, z powodu niespełniania  wymogów norm społecznych, władzą nie są. I jest tak nawet wtedy, gdy współdziałania irrelewantne normatywnie /nie wymagające dla swojego przebiegu koniecznego uregulowania normami społecznymi/, wykazują potencjalną zdolność przekształcania się we władzę, gdy ulegając procesom normatywizacji, stają się współpostępowaniami władczymi /tak zdarza się np. np. ze spontanicznymi aktami pomocy czy współdziałania grona przyjaciół, uczonych, sportowców, sąsiadów, itp./. Dodajmy do tego również takie, najczęściej jednostronne zależności, a więc nawet nie współdziałania, notorycznie mylone z władzą, jak chociażby wpływ, naśladownictwo, nawykowe posłuszeństwo, uwarunkowania fizjologiczne, i inne/. Nie mniej jednak, co łatwo wykazać, większość szczególnie ważnych dla uczestników danego porządku społecznego wartości-celów, jest osiągalna tylko we współpostępowaniach, dla których przebiegu korzystanie ze stanu podmiotowości społecznej stron współpostępujących, wyznacza rodzaj wiążącego w danym porządku społecznym, scenariusza. Wykonywanie tego scenariusza, o ile nie jest powszechnie akceptowane, to co najmniej nie jest też kwestionowane w danym porządku społecznym /a co ważniejsze, nie jest sankcjonowanym negatywnie/. Staje się względnie skutecznym sposobem pozyskiwania takich preferowanych wartości. Od razu  jednak trzeba zauważyć, iż bynajmniej nie wszystkie współpostępowania można uznać za formę, /sposób/, sprawowania władzy, czyli za współpostępowania władcze /np. niesformalizowane pertraktacje czy umowy/. Za współpostępowania władcze uznajemy tylko takie, bo przecież nie wszystkie, które umożliwiają nie tylko wzajemnie równoważne, ale także postępowania nierównoważne dla pozyskania określonej wartości -celu,; tym samym umożliwiają jednostronne instrumentalizowanie postępowań przez jedną ze stron danego współpostępowania, strony drugiej. Gdy dwoje ludzi umową notarialną przekazuje sobie własność domu, to trudno byłoby doszukać się w takim współpostępowaniu cech władzy. Inaczej przedstawia się sytuacja, gdy właściciel mieszkania przeprowadza prawnie dozwoloną eksmisję lokatora tego mieszkania, np. nie płacącego czynszu. Ale takie jego współpostępowanie władcze,  nie może całkowicie pozbawić eksmitowanego lokatora jego podmiotowości społecznej, uniemożliwiając mu w ten sposób skorzystania z jego uprawnień  władczych, w tym samym współpostępowaniu /np. domagania się od właściciela zwrotu swoich nakładów na przeprowadzone remonty/. Oczywiście, gdyby właściciel mieszkania nieuwarunkowaną normatywnie siłą, przemocą, wyrzucił lokatora, to takie jego działanie nie mogłoby być kwalifikowane jako realizowanie władzy, nie jest bowiem ani współdziałaniem, a tym bardziej, współpostępowaniem, w którym jego strony mają normatywnie gwarantowaną możliwość wpływania na swoje stany podmiotowości społecznej. Uogólniając ten przykład powiemy, że zjawisko władzy jest tutaj rozumiane, jako uwarunkowane normatywnie, wzajemne kształtowanie przez współpostępujących swoich stanów podmiotowości. Kształtowaniem, w którego rezultacie, jedni współpostępujący mogą /normatywnie i faktycznie/, jednostronnie przesądzać o przebiegu realizowania podejmowanych przez nich współpostępowań, dookreślmy, władczych. Takie jednostronne wpływanie na przebieg danego współpostępowania jest uwarunkowane względną tylko przewagą stanu podmiotowości jednej jego strony. Strona druga, nie może być pozbawiona jakichkolwiek normatywnych gwarancji i możliwości faktycznych, oddziaływania na ten przebieg; być w tym współpostępowaniu tylko bezwolnym narzędziem, całkowicie pozbawionym swojej podmiotowości. Trafne jest potoczne przekonanie, wyrażone w powiedzeniu, że „władca tak rządzi jak mu na to pozwalają jego poddani”. Gdy przewaga stanu podmiotowości jednaj strony współpostępowania dotyczy wyłącznie jej możliwości faktycznych i nie jest wyznaczona uregulowaniami normatywnymi, to staje się tylko potencjalną możliwością generowania władzy. Z kolei  same przewagi tylko normatywnie wyznaczone jednej ze stron jakiegoś współpostępowania, przewagi pozbawione środków do ich realizacji, stają się analogicznie, władzą potencjalną. Nie generują zjawiska władzy. Nie przeszkadza to jednak, nie tylko w potocznym rozumieniu, ale i w pracach naukowych, obu tych sytuacji uważać za władzę.

Tutaj możemy już przejść do ostatniej, sumującej te uwagi tezy; zjawisko władzy, jego pojawienie się, właściwości i przebieg, są uzależnione w sposób konieczny, od przebiegu społecznych procesów normatywizacyjnych. Nie przedłużając tych rozważań dookreślę proces normatywizacji, jako przekształcanie się wzorów współdziałań /reguł, recept, komunikatów normatywnych, itp./ w normy społeczne, tj. takie, którym przysługuje właściwość obowiązywania /”powinności”/, w ramach całej danej zbiorowości, w plemieniu, grupie etnicznej, społeczeństwie, państwie, itp. Normy społeczne są w danej zbiorowości powszechnie znane, powszechnie uważane za właściwe, za racjonalne, za skuteczne, a kiedy zostaną przez uczestników jakiejś zbiorowości, powszechnie zinternalizowane, zaczynają być uważane za jedynie możliwe sposoby współpostępowania. A także są, przez znaczącą większość należących do tej zbiorowości, praktykowane. Normatywizacja jest to zatem skomplikowany i bardzo złożony proces socjalizacji, transformujący współdziałania we współpostępowania, w tym oczywiście też we współpostępowania władcze. W takim sensie można powiedzieć, iż zjawisko władzy jest epifenomenem procesów normatywizacyjnych. Procesów, których tutaj, z oczywistych względów, nie mógłbym nawet w zarysie przedstawić. Z pewnością nie sprowadzają się one do instytucjonalnego, proceduralnego stanowienia norm /jak np. w prawie, ale już na pewno nie tylko do tego, przy wykształcaniu się innych norm społecznych; norm moralnych, zwyczajowych, religijnych, korporacyjnych, estetycznych, mody, i innych/. Tym bardziej normatywizacja nie sprowadza się do jednostronnego artykułowania komunikatów normatywnych, spełnianie których, następnie ci, którzy je sformułowali, usiłują  per factum irrevocabile /faktami dokonanymi/ wyegzekwować. Inaczej znormalizowane i tym samym różne rodzajowo normy społeczne, pozwalają na typologizowanie rodzajów władzy /politycznej, zwyczajowej, moralnej, religijnej, korporacyjnej, mody, itd./, co może być poznawczo i praktycznie użyteczne, ale należałoby wcześniej sięgnąć do szczegółowych badań nad tymi różnymi procesami normatywizacyjnymi.

________________________________________________________

* Referat wygłoszony „on line” na posiedzeniu Komitetu Nauk Politycznych, PAN, 29 kwietnia, 2021 r.
* Krzysztof Pałecki, „Teoria Władzy”, Wydawnictwo Polskiej Akademii Umiejętności, Kraków, 2012.